Jesca Hoop

pracowała jako opiekunka dzieci Toma Waitsa, to on jako pierwszy odkrył jej talent i wspaniały vocal. Opiekując się dziećmi Toma, Hoop często śpiewała im jakieś piosenki, gdy Waits zapytał ją co to takiego odpowiedziała, że to jej kompozycje. Waits wraz z żoną byli zauroczeni młodą opiekunką i bardzo pomogli jej w rozwoju kariery. (więcej)

Hoop opuściła rodzinę

oraz grupę wyznaniową i wyruszyła w podróż po zachodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych. Koncertowała w różnych miejscach i podejmowała się licznych prac. Momentem zwrotnym w jej życiu było spotkanie na swej drodze rodziny Toma Waitsa. (więcej)

Ostatnia płyta zespołu

Guns'N'Roses pod tytułem Chinese Democracy powstawała w latach 1994 - 2007, a jej premiera z roku na rok była przesuwana. Jeśli wierzyć relacją muzyków, którzy mieli wspierać Axla Rose, było to spowodowane trudnym charakterem frontmana, który nie umiał nawiązać wspólnego języka z innymi członkami projektu. Na płycie zagrać mieli między innymi Slash i Zakk Wylde. Obaj zrezygnowali jednak już po kilku godzinach spędzonych w studiu nagraniowym. Podobno Axl był "nie do wytrzymania". (więcej)

Rodzice T-Bone

byli muzykami. To zasadniczo wpłynęło na rozwój młodego Walkera i podjęcie przez niego decyzji o zostaniu zawodowym gitarzystą. (więcej)

Tagi

  • Queen
  • Adam Lambert
  • Koncert
  • Zespół
  • Wtrocław
  • Stadion Miejski
  • Brian May
  • Freddie Mercury
  • Ira
  • Zespół Rockowy

Queen i Adam Lambert - koncert na Stadionie Miejskim we Wrocławiu

7 lipca na Stadionie Wrocławskim światowa legenda rocka – Queen – wraz z Adamem Lambertem – zwycięzcą amerykańskiego Idola rozgrzali i wzruszyli trzydziestotysięczną publiczność.

O godzinie osiemnastej rozpoczął się długo wyczekiwany festiwal „Rock in Wrocław”. Z minuty na minutę przybywało fanów, którzy wsłuchując się w brzmienia supportowych zespołów – Ira, Mona oraz Power of Tirnity – oczekiwali na pojawienie się na scenie kultowego, niezapomnianego w historii muzyki zespołu.

Gdy temperatura na dworze ochłodziła się, a stadion po przerwie stał już w półmroku na scenie pojawiło się Queen, które rozświetliło i ociepliło publikę tematem przewodnim filmu "Flash Gordon". Zachwycona publiczność oczekiwała już tylko na rozwój tego emocjonującego wydarzenia. I takie ono było… Energiczne „Don’t Stop me Now”, „Radio Ga ga”, “I Want To Break Free”, chóralne „Somebody to Love”, nagrodzone owacjami „Who Wants to Live Forever” oraz perełki – „We Will Rock You”, „Another One Bites The Dust”, czy “The Show Must Go On”. Podczas wrocławskiego koncertu Queen zagrało dla swoich fanów każdy utwór, jakiego mogli oni oczekiwać. Każdy z nich poprzedzony był ogromnym entuzjazmem i wyrażeniem poprzez oklaski podziękowań ze strony publiki.

Na specjalne uznanie zasłużył Brian May, który podczas koncertu pokazał kunszt, klasę i doświadczenie. Swoją pięciominutową solówką wprawił publiczność w zachwyt i wzruszenie. Podczas „Love of My Life” na telebimie ujrzeć można było postać Freddiego Mercury’ego, obecni na koncercie z pewnością przyznają, że duch legendarnego wokalisty uniósł się nad wrocławskim Stadionem. Podczas „Crazy Little Thing Called Love” Lambert uklęknął przez gitarzystą, oddając mu cześć i szacunek.

Stadion zadrżał od oklasków i okrzyków, gdy u boku Lamberta pojawił się Roger Tayler, by wraz z nim wykonać „Under Pressure” i „A Kind Of Magic”. Był to kolejny, widoczny dowód na to, z jak wspaniałymi artystami miała do czynienia publiczność i jak piękne emocje wywołać mogli oni po raz kolejny u swych fanów. Koncert zakończył się wzruszającymi brzmieniami „Bohemian Rhapsody”, z którego Queen uczyniło artystyczne zwieńczenie. Utwór rozpoczął sam zespół, wkrótce na telebimie ponownie pojawił się Freddie Mercury. Jego wspaniały głos subtelnie przeszedł w teledysk do piosenki, by Taylor, May i Lambert mogli zakończyć ją wspólnie. Zespół nagrodzony został ogromnymi oklaskami i nic dziwnego, że Queen nie miało śmiałości zejść ze sceny! Proszeni o bis wykonali „Tie Your Mother Down”, „We Will Rock You” i „We Are The Champions”, a polska publiczność niemal wyszła z siebie, śpiewając refreny, tańcząc i klaskając do rytmów niezapomnianych przebojów.

Choć pod wielkim znakiem zapytania stał efekt pojawienia się u boku zespołu Adama Lamberta, to prawdopodobnie każdy przyzna, że nowy wokalista spisał się dobrze. Choć niektórzy mogliby zarzucić mu chęć upodobnienia się do zmarłego już Mercury’ego poprzez ruchy, czy stylizację, to z pewnością nie można posądzić go o chęć wymuszenia akceptacji ze strony publiczności. Lambert godnie zastąpił Freddiego i choć jednogłośnie zgadzamy się, że Mercury to kultowy, historyczny materiał nie do podrobienia, to sam Adam spełnił swoją rolę na scenie. Nieczęsto pojawiał się na wybiegu, znał swoje miejsce, w odpowiednich momentach rozkręcał wrocławską publiczność i – co najważniejsze – nikt nie zaprzeczy jego wokalnemu talentowi.

Był to z pewnością jeden z najlepszych koncertów w historii Wrocławia. Publiczność była zadowolona, każdy z opuszczających Stadion czuł się spełniony i oczarowany brzmieniami legendy, które wywoływały arsenał emocji – od rozpierającej energii po dreszcz na skórze i wzruszenie.